Menhor - "Menhor" - recenzja. | NEWSY

Menhor - "Menhor" - recenzja.

Zespołowi Menhor udało się dosyć szybko mnie zaskoczyć, i to nawet nie samą muzyką. Bardziej podziałało na mnie zderzenie tego, co właśnie słyszę, i moich wyobrażeń na temat tych dźwięków. Robiąc research wykreowałem sobie w głowie obraz zespołu, który dosyć szybko został zburzony, kiedy tylko odpaliłem sobie ostatni, niemający tytułu album zespołu, który dzisiaj chcę Wam przedstawić.

Menhor to zespół o dosyć burzliwej, ale interesującej historii. Zawirowania w składzie, śmierć jednego z muzyków, odpowiedzialnego za rap Mateusza „Małego” Rubika”, zmiany koncepcyjne... i wydaje mi się, że zawartość tego wydawnictwa sprzed dwóch lat wyraźnie różni się od obecnego wcielenia grupy... tak samo, jak różni się od jej początkowej postaci, która narodziła się w 2008 roku. Zdjęcia z koncertów intrygują, zwłaszcza te nowsze. Czytałem także o tym, że zespół wykorzystywał niegdyś w swojej twórczości wiolonczelę... po prawdzie to nie wiedziałem, czego się spodziewać, i pewnie stąd też ten efekt zaskoczenia. Moja podświadomość czasem tworzy obraz zespołu, który nijak nie pokrywa się z jego faktycznym brzmieniem, tak było i tutaj.

Metryczka zespołu nie kryła obecności rapowego wokalu, stąd jego obecność przyjąłem bez większego zdziwienia. Cała reszta to już inna bajka – album przenosi nas do czasów, w których łączenie rapu z wyrazistym rockiem ulegało już pewnej normalizacji, stąd brak w nim skrajności. Krążek budzi chwilami skojarzenia z bardziej radykalnym rapcore'em, z tym że dotyczy to tylko tych cięższych momentów, których swoją drogą tu nie brakuje. Poza tym wszystko dzieje się w granicach rozsądku - słuchacz nie uświadczy tu ani trudnej do opanowania agresji, ani wyrywającej się ze smyczy, zahaczającej o nadpobudliwość energii, ani też psychodelicznych odchyłów, o które zawsze było łatwiej gdy miało się w składzie DJ-a (tutaj mamy klawiszowa, co nie znaczy że skrecze się nie pojawiają).Czy to dobrze? Może i przydałoby się tu więcej szaleństwa, ale z drugiej strony Menhor nadgania przebojowością, która objawia się w większej części z dziesięciu obecnych na płycie kompozycji.

Właśnie... na płycie jest ich dziesięć, ale w streamingu znajdziemy ich dziewięć. Ten jeden brakujący to cover utworu "Out of the Dark", w oryginale autorstwa austriackiego muzyka Falco. Niemiecki tekst został przełożony na polski, angielskie wersy zostawiono bez zmian. Dodatkowo kompozycję całkowicie przearanżowano na styl zespołu, z oryginału zostało niewiele. Można potraktować wykon zespołu jako ciekawostkę, dostępna w streamingu wersja nie traci aż tak bardzo dużo na jego braku - reszta trzyma wystarczający poziom. 

W twórczości Menhora nie brakuje także numetalowych wpływów - chociażby momenty takie jak bardzo dobra końcówka otwierającego album "Ile jeszcze" mogą budzić takie skojarzenia. Ale zdecydowanie są to wpływy bliższe gitarowemu łojeniu aniżeli typowej hybrydzie brzmienia klasycznych instrumentów oraz elektroniki, gdzie proporcje leżą znacznie bliżej środka. Sama muzyka, choć daleka od skomplikowanych konstrukcji kompozycyjnych, potrafi wejść w głowę, w czym pomaga jej duet wokalny Michał Dyl (rap)/ Szymon Dybalski (cała reszta). Przykładowo chwytliwy refren w "Latarniach", jakby bardziej eklektyczne w swej postaci "Słowa", czy też budująca napięcie, po czym miarowo hamująca emocje końcówka "Łęku", a więc i całej płyty, czymś się odznaczają. Zespół wyraźnie próbował zrobić coś swojego na drodze przetartej szlakami wielu, naprawdę wielu kapel. Jednocześnie odnoszę wrażenie, że jego potencjał nie został tu w pełni wykorzystany...

...a wnioskuję to po historii grupy. Brakuje mi czegoś na tym albumie. Czego? Wiolonczeli, która kiedyś była wpisana w skład na stałe. Smyczek właściwie zamyka album, i to cała jego obecność. Nie wiem, może wcześniej jej rola była podobna... A też pozostaje pytanie, czy to nie sample, gdyż wewnątrz digipacka nie znajdziemy informacji na temat obecności wiolonczeli. Próbuję sobie wyobrazić, jak brzmiałby ten materiał wzbogacony o ten instrument w większych ilościach. Rapcore/nu metal z czymś takim? Ja jestem zdecydowanie na tak. Chciałbym jeszcze wspomnieć o kompozycji "Mury" - jedynej, w którym gościnnie pojawia się damski głos, należący do Klaudii Kuznowicz. Wokalistka wniosła do "Murów" trochę delikatności i melancholijnego nastroju, co daje przyjemny kontrast. Czy ta dziewczyna występująca obecnie z zespołem na żywo to Klaudia? Jeśli tak, to może by tak w przyszłych nagraniach zrobić jej trochę więcej miejsca? Wówczas byłoby to coś zupełnie nowego w tych klimatach. Wszelkie decyzje należą oczywiście do samego zespołu, ale ja byłbym ciekaw efektów.

Podsumowując: to dobra płyta, zwłaszcza w swoim nurcie. Nie wyróżnia się w nim jakoś znacząco, ale też nie ginie w tłumie. No i można przy niej miło spędzić czterdzieści minut. Natomiast nie mogę pozbyć się myśli, że Menhora stać na więcej, i to na znacznie więcej. Płytę wydano dwa lata temu, teraz grupa może być już w zupełnie innym miejscu. Zatem co przyniesie przyszłość? Tego nie wiem, ale chętnie to sprawdzę.

Ocena: 10/10

Łukasz Kowalek (Barliniak)

Zgłoś nieodpowiednie treści



PARTNERZY


LOGOWANIE

Zamknij

REJESTRACJA

Zamknij
lub

Masz już konto w Szarpidrut.pl?

Zaloguj się w Szarpidrut.pl

ODZYSKIWANIE HASŁA

Zamknij
Odbierz pocztę e-mail! Wysłaliśmy tam wiadomość! Nie ma? Sprawdź folder SPAM
Nie mamy takiego adresu w bazie!

Podaj adres e-mail, którym logujesz się do serwisu - wyślemy tam link do wygenerowania nowego hasła