Meteroids - Przemyślenia". Recenzja | NEWSY

Meteroids - Przemyślenia". Recenzja

Trzy lata temu dostałem w swoje ręce dwupłytową składankę zatytułowaną "Lubuskie Dobrze Rockuje" - przedstawiałem ją wówczas na łamach portalu Rock Kompas. Wśród sporej ilości wykonawców, których można było usłyszeć na LDR, znalazła się młoda, pochodząca z Zielonej Góry grupa Meteroids. Tam właśnie zetknąłem się z nią po raz pierwszy. Rok 2021 to także rok premiery debiutanckiej grupy zespołu, "Przemyśleń". Teraz, wielkimi krokami, zbliża się kolejny album zespołu, a w międzyczasie ja przyjrzałem się "Przemyśleniom", w ramach małej retrospekcji.

Zdążyłem zauważyć, że od tamtej pory zaszło sporo zmian, jeśli chodzi o działalność Meteroids. Przede wszystkim, regularnie natykam się na nich w social mediach - głównie za sprawą fotek z ich częstych koncertów. Do ich debiutu usiadłem, odświeżając sobie pamięć, ale wcześniej nie sięgałem po ten materiał, więc wszelkie doznania i odczucia są w pełni aktualne. Miałem w głowie głównie styl grupy: alternative/hard rock, ale taki co nie lubi być szufladkowany domysłami. Pierwsze na co zwróciłem uwagę, i to jeszcze zanim w ogóle zacząłem słuchać tych dźwięków, to długość albumu: sześćdziesiąt osiem minut. Ambitnie, ale też ryzykownie. Długie albumy mają ogromny potencjał, ale jednocześnie są podatne na wdzierającą się bez żadnej dyskrecji nudę. Zatem jaka jest jedna z opcji, którą można tu wykorzystać? Zabrać się za album koncepcyjny. Czy "Przemyślenia" opowiadają jedną, pełną historię? Raczej nie, choć dostrzegam w tym pewne zadatki historii.

Pod tym prostym tytułem kryją się - a jakże - myśli. Myśli zakorzenione w rutynie, niewykraczające poza najbliższą rzeczywistość. Założeniem jest wyłamanie się z tych myśli, wyrobienie w sobie indywidualnego postrzegania świata. I wokół tego krąży właściwie wszystkie dwanaście (bo jeden to instrumental) utworów, które można usłyszeć na płycie. Jak się tak zastanowić, to zespół wybrał sobie tematykę dosyć rozległą, więc spokojnie dało radę rozłożyć to na całość. Na albumie znajdziemy nawet tryptyk, w teorii podzielony na trzy części, jednak w praktyce tworzący jedną, spójną (dosłownie, bo między wszystkimi częściami "Trzech uczuć głównych" nie ma żadnych przerw) całość. Właśnie, jak poszło z muzyką? W końcu nagrywanie prawie siedemdziesięciominutowych albumów to zdecydowanie rzadkość, w dodatku nie zawsze kończąca się z pozytywnym skutkiem... ale tu mogę powiedzieć, że zespół się wybronił, choć idealnie oczywiście nie jest.

"Przemyślenia" wypełnione są szeroko pojętą muzyką rockową, która przy jednoczesnym zachowaniu jednolitego stylu stara się czasem ukazać od innej, nie do końca doprecyzowanej strony. Na pełnokrwisty hard rock to trochę za mało tu brudu i ciężaru, ale to jest też ten aspekt pewnego indywidualizmu. Indywidualizmu, który pozwala zaczerpnąć trochę z tego, trochę z tamtego, i powykorzystywać to w różnych utworach. Dzięki temu krążek nie dłuży się jakoś szczególnie, choć zdecydowanie czuć jego rozmiar. Mimo to nie dopatrzyłem się na nim utworów, których jedynym zadaniem byłoby po prostu być na albumie i sztucznie go wydłużać. Pewnie, są zarówno utwory lepsze, jak i słabsze.  Jako te lepsze zdecydowanie wyróżniłbym te, gdzie hardrockowe echa wyraźnie się przebijają i wychodzą przed szereg. Ballady - a jest ich tu trochę - jakoś mnie nie porwały, ale nie jest to jednoznaczne z ich dyskwalifikacją.

Pierwsza część "Trzech uczuć głównych" podkręca tempo i wnosi znacznie bardziej odczuwalną energię względem miarowego i nie wyróżniającego się jakoś szczególnie numeru "Witaj, witaj", który ten album otwiera - i jest przy tym znakomicie zaśpiewany. Nie on jeden, bo wokalnie album stoi na wysokim poziomie. Hubert Sozański już wtedy radził sobie z nośnymi refrenami, czy też wymagającymi rockowej chrypy, bezpośrednimi zwrotkami, i to mimo bardzo, BARDZO młodego wieku. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że w czasie nagrywania tego materiału Hubert miał piętnaście lat... no ale widocznie tak było. Podobnie zwracają na siebie uwagę jego partie w "Nieznanym", czy też w "Reason" (i w tym właśnie utworze pada dłuuuuga solówka, moja ulubiona na albumie. Tak, było z czego wybierać, bo materiał został nimi wypełniony aż do przesytu).

Muzycy zdecydowali się zawrzeć na albumie także dwie (nie liczę tryptyku) kompozycje wyraźnie dłuższe względem reszty. Mowa o "Space's Cry" oraz tak zwanym ukrytym utworze, zatytułowanym po prostu "Meteroids". Tu zespół spróbował czegoś o większym rozmachu, próbując wpleść w te utwory sporo powszechnych wzorców gatunkowych, stąd ten drugi kojarzy mi się odrobinkę z nurtem progresywnym. Ale może to określenie trochę na wyrost. I o ile ten pierwszy faktycznie można by było trochę skrócić, tak drugi pokazuje, na co stać zespół, którego skład wówczas w większości był niepełnoletni.

I to tyle, jeśli chodzi o debiut Meteroids - teraz czekamy na drugi album. Umiejętności już wtedy nie można było chłopakom odmówić, ale jednocześnie czuć, że ich muzyczny tor jeszcze się krystalizował. A długość krążka może dla niektórych być problematyczna. Niemniej to udany debiut, a zakładając, że następca "Przemyśleń" będzie bogatszy o zdobyte w międzyczasie doświadczenie zespołu, ciekawość może zacząć gdzieś tam wewnątrz słuchacza narastać.

7/10

Łukasz Kowalek (Barliniak)

Zgłoś nieodpowiednie treści



PARTNERZY


LOGOWANIE

Zamknij

REJESTRACJA

Zamknij
lub

Masz już konto w Szarpidrut.pl?

Zaloguj się w Szarpidrut.pl

ODZYSKIWANIE HASŁA

Zamknij
Odbierz pocztę e-mail! Wysłaliśmy tam wiadomość! Nie ma? Sprawdź folder SPAM
Nie mamy takiego adresu w bazie!

Podaj adres e-mail, którym logujesz się do serwisu - wyślemy tam link do wygenerowania nowego hasła