SARS - "Synthetic Domination". Recenzja. | NEWSY

SARS - "Synthetic Domination". Recenzja.

Choć miałem już kiedyś do czynienia z zespołem SARS, słuchając jego najnowszego albumu "Synthetic Domination", czułem się jakbym na jego twórczość nigdy wcześniej nie trafił. Zasługa w tym nie tylko zmian w składzie, nie tylko pewnej modyfikacji brzmienia, nie tylko sporego, bo trzyletniego, odstępu czasowego. Przyznaję bez bicia - SARS całkowicie uleciał z mojej pamięci, mimo że opisywałem w 2021 roku na łamach Radia R.E.C EPkę "Through Reality". Moje ówczesne wrażenia pamiętałem jak przez mgłę, a do tak starych tekstów to jednak trochę wstyd wracać. Z drugiej strony, nie chciałem sobie znowu przypominać starszych dokonań grupy, by w kontekście tej grudniowej premiery mieć całkiem czysty umysł. I myślę, że sporo mi to pomogło.

 Wydawnictwo "Synthetic Domination" ukazało się dokładnie pierwszego grudnia. Przynajmniej fizycznie, bo z dostępnością cyfrową wciąż ciężko... Tym razem słuchacze otrzymali tego materiału nieco więcej, choć przy obecnych standardach wciąż nie jest to jakoś mocno rozrośnięte - osiem utworów może nie imponuje objętością, ale przyznać trzeba że całkiem sporo się w nich dzieje. Wyraźnie wyczuwalny jest groove, mimo ostrych, balansujących gdzieś pomiędzy hardcore'em a deathcore'em tonów, które zdecydowanie tutaj dominują. Nie jest to zbytnio oczywista mieszanka, i właściwie sam nie jestem do końca przekonany, czy aby na pewno tak się to powinno zwać - opieram się raczej na skojarzeniach, i robię to głównie dla formalności. 

 Album kryje w sobie pewien element, który bardzo sobie cenię i który dość szybko uczynił go w moich oczach lepszym. Mowa tu o specyficznym, dusznym klimacie, celowo utrudniającym odbiór. Tematyka albumu, poruszająca eksperymenty naukowe z okresu drugiej wojny światowej oraz ich konsekwencje nie pozostaje tutaj bez znaczenia. Postrzegam takie zabiegi jako podkreślenie autentyczności, również tej emocjonalnej. Wystarczy nieco zagęścić atmosferę, by album stał się czymś więcej niż tylko metaforyczną, brudną nawalanką. Pamiętajmy jednak, że "Synthetic Domination" nie przekracza granic, nie próbuje na siłę być męczącym. Muzycy mają rękę i do melodii, co sprawia że trudno przypiąć mu łatkę. Na szczęście nie trzeba wybierać między dobrym rzemiosłem a specyficznym klimatem - który objawia się tu przede wszystkim w nieco wolniejszych momentach, słyszalnych choćby w otwierającym album "Submission", czy też "We Were So Used"...

 ...a samo tempo na krążku skacze dosyć mocno. Chwilami panuje szaleńczy pęd, innym razem całość przybiera postać zwalistego, dźwiękowego gromu o niepokojącym charakterze. Taka forma ma sens, choć pozorne żonglowanie skrajnościami może nieco zaburzać spójność. Może, ale czy koniecznie musi? Zresztą, "pozorne" to w tym przypadku słowo-klucz. Nie muszę chyba tłumaczyć, że na "Synthetic Domination" nie znajdziemy niczego co przypominałoby odkrywanie koła na nowo, ale miks wszystkich tych elementów daje o sobie znać słuchaczowi, gdy ten na chwilę odwróci uwagę. Po jednej stronie mamy wspomniane, typowo core'owe granie, choć z pewną domieszką gruzu, po drugiej zaskakująco zgrabne partie nastawione na melodie, takie jak w połowie utworu "Dissertation". Okazjonalnie wybrzmi solówka, przy czym zespół zdecydowanie nie koncentruje się na nich do przesady. Choć ta z singlowego "On Corpses and Ashes" naprawdę wpada w ucho, dzięki delikatnie ją rozwarstwiającemu pogłosowi. 

Nawet mimo tego, że (początkowo) nie odnalazłem w pamięci żadnych śladów wcześniejszej obecności zespołu, dość szybko wyczułem pewne zmiany. Właściwie to powinienem tu wspomnieć o jednej, konkretnej zmianie, która dotyczy wokalu. Aktualnie za mikrofon chwyta Marcin "Dyvan" Pitorak, którego można usłyszeć także m.in. w obecnym wcieleniu grindowej, klasycznej już grupy Epitome. Wytypowałbym jego obecność w składzie SARS jako ten element, który pozwolił mi inaczej spojrzeć na twórczość grupy, choć i sama muzyka zdaje się zdecydowanie bardziej zapadać w pamięci. Agresja wspomagana specyficznym nastrojem, który tutaj pozostaje mocno eksponowany, zdaje się być dużo bardziej autentyczna. Dyvan dorzuca od siebie dodatkowego szaleństwa wysokimi, budzącymi skojarzenia właśnie z grindem wokalami, przeplatanymi z growlami o bardziej klasycznej, i przez to mało wyróżniającej się formie. Przyznam, że takie rozwiązanie się sprawdza, i zmianę wokalu mogę zdecydowanie uznać za plus. W poprzednim głosie zdecydowanie coś mi nie grało... w pewnym momencie moja pamięć zaczęła się jakby odświeżać, wrócił obraz dawnego SARS. Ale obecnie to już chyba inny zespół. A nie każda zmiana musi przynieść negatywny skutek.

Podsumowując: jest lepiej niż się spodziewałem. Tak, znów używam sformułowania, które zdradza moje nieco pesymistyczne początkowe nastawienie. To trochę kwestia ogólnego zmęczenia formułą – a ostatnie dni biegną mi w zawrotnym tempie, niemal takim, jakie pojawia się w nowych utworach SARS. Ale zawsze po tym, gdy wstępnie zapoznaję się z albumem, muszę weryfikować to, co dzieje się w mojej głowie, i troszkę zmienić podejście. Cieszy mnie fakt, że takowe wydawnictwa się trafiają. Do nie wiadomo jak wielkiego zachwytu rzecz jasna jeszcze brakuje, ale oddać muszę zespołowi, że dobrze wyczuł swoje możliwości i odpowiednio je wykorzystał. A nastrój niech pozostanie - jego gęstość odciśnie wyraźny ślad w umyśle słuchacza.

7,5/10

Łukasz Kowalek (Barliniak)

Zgłoś nieodpowiednie treści



PARTNERZY


LOGOWANIE

Zamknij

REJESTRACJA

Zamknij
lub

Masz już konto w Szarpidrut.pl?

Zaloguj się w Szarpidrut.pl

ODZYSKIWANIE HASŁA

Zamknij
Odbierz pocztę e-mail! Wysłaliśmy tam wiadomość! Nie ma? Sprawdź folder SPAM
Nie mamy takiego adresu w bazie!

Podaj adres e-mail, którym logujesz się do serwisu - wyślemy tam link do wygenerowania nowego hasła