Leash Eye - warszawski zespół wykonujący muzykę na pograniczu hard rocka i metalu. Sami określają swoją muzykę jako „Hard Truckin' Rock”. Zespół powstał w 1996 roku i ma na swoim koncie cztery albumy. Ostatnie wydawnictwo „Blues, Brawls & Bevereges” ukazało się w styczniu 2019 roku, poprzedzone wersją cyfrową.
Moje skojarzenia po pierwszym włączeniu i przesłuchaniu powędrowały w różne rejony muzyczne, od klasyki rocka, po brzmienie naczelnych przedstawicieli „Wielkiej Czwórki” z okresu szóstego i siódmego albumu. Gdy się bardziej wgryzłem skojarzenia odpłynęły, natomiast ja poczułem smak czegoś nowego podanego w klasycznym stylu. Muzyka sterylna, czysta i melodyjna okraszona chórkami i growlem, wypełniona chwytliwymi riffami i wirtuozerskimi solówkami. Twórczość, której słucha się bardzo przyjemnie i która nie męczy. Kompozycje zgrabnie ułożone, co idealnie przekłada się na odsłuch pełnego albumu. Od razu zrozumiałem ideę tworzenia własnej muzyki ukrytej w nazwie „Hard Truckin' Rock” (przypuszczam, że od tytułu trzeciego albumu z 2013 r.). Faktycznie muzyka świetnie sprawdza się w aucie, czego nienależny czytać jako jedyny walor. Myślę, że Leash Eye rewelacyjnie sprawdza się na koncertach, bo energia wypływająca z muzyki wręcz kipi, a i w domowym odsłuchu sprawdza się rewelacyjnie. Koncepcja od początku do końca, począwszy od muzyki skończywszy ma grafice zdobiącej wydawnictwo.
Bardzo mi się podoba utwór otwierający krążek „Bones”, poniekąd sprawca, skojarzenia w stronę legendy hardrockowej sceny z okresu „Perfect Strangers”. Później gdzieś przeczytałem, że zespół odcina się od celowych nawiązań do twórczości tego zespołu, niemniej jednak nie wyklucza podobieństwa. Olbrzymią zasługę dla tych skojarzeń mają wszechobecne klawisze (organy Hammonda), jakże kojarzone rockiem lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. W moim odczuciu nie należy tego rozumieć jako plagiat tylko inspirację… nawet, jeżeli ona pojawia się przypadkowo. Do faworytów zapewne zaliczyłbym „On Fire” – niesamowicie energetyczny, dynamiczny i porywający utwór podobnie jak „Jackie Chevrolet”. Natomiast „Lady Destany” może nieco spokojniejszy, ale rozbudowany, z magiczną solówką i odsłaniający piękno kierunku, jaki sobie obrał zespół. Porównywalnie jest w „Twardowsky J.”, którego nie można pominąć chociażby za tytuł, ale i kompozycja sama w sobie jest ciekawa, progresywna, ciężka i mięsista z piękną solówką.
Nie ma potrzeby omawiać każdego utworu, bo na „Blues, Brawls & Bevereges” nie ma słabszych ogniw. Każda kompozycja jest częścią konsekwentnie skonstruowanej całości.
Podsumowując „Blues, Brawls & Bevereges” słucha się bardzo dobrze. Z przyjemnością będę wracał do tego albumu i zespołu, a i na pewno chętnie wybiorę się na koncert.
W stu procentach zgadzam się ze sformułowaniem, że muzykę Leash Eye można rozpatrywać w „w kategoriach hard rocka na miarę XXI wieku”.
Lista utworów:
- Bones
- Moonshine Pioneers
- On Fire
- Lady Destiny
- The Disorder
- Planet Terror
- Twardowsky, J.
- Furry Tale
- Jackie Chevrolet
- One Last Time
- Well Oiled Blues
Ocena: 5/5
---
\m/ Woszczewski (FB: Stary Metalowiec)