"Powracamy do naszych korzeni, do improwizacji" - wywiad z zespołem Korbowód
- Kuba_Raj 16 Maj 2020
- podziel się
„Dalej chcemy to robić, bo po prostu jest nam to potrzebne do szczęścia. Granie, nagrywanie i wydawanie naszej muzyki jest celem samym w sobie” - 18 maja Korbowód pokaże nowy klip, 8 czerwca na rynku pojawi się najnowsza płyta zespołu. A wydany już singiel „WHO” pokazał, że jest na co czekać...
Historia Waszego zespołu sięga początku lat 90-tych. Możecie w skrócie przybliżyć Wasze dzieje i najważniejsze osiągnięcia?
M: Poznaliśmy się z Leszkiem w Liceum, był rok 1990, obaj graliśmy w kosza na SKS-ie. Co nieco już o sobie wiedzieliśmy, obaj interesowaliśmy się muzyką i szybko się zgadaliśmy.
L: Pierwszym wspólnym projektem był Twin Pigs (1991), potem zmieniliśmy nazwę na LeFresk (1992). Nagraliśmy demo i nasze drogi na chwilę się rozeszły.
M: Ja wyjechałem na studia do Krakowa i kontynuowałem nasze granie już jako Korbowód (1994). Na bębnach grał mój brat Maciek, a Anthony Phillips, nasz sublokator - nauczyciel angielskiego z UJ, wszedł na bas. Krakowski epizod Korbowodu zwieńczony został nagraniem albumu „Back to the Funny Farm” (1997).
L: Ja w tym czasie założyłem grupę Uwaga oraz wziąłem udział w kilku innych projektach. Kiedy Michał wrócił po studiach do Mysłowic, od razu zaproponował mi odnowienie naszej współpracy. Zwerbowaliśmy na bębny Pawła Maliszczaka, młodego i zdolnego jazzmana oraz Mateusza Żylińskiego - naszego zespołowego grafika oraz speca od bongosów i przeszkadzajek. Do zespołu doszedł też Marcin Babko, z którym tak jak i z Żyłą grałem już wcześniej w innych zespołach. Marcin (pseudo „Hipiej”) pisał teksty, śpiewał i grał na harmonijce, obsługiwał też kamerę pogłosową.
M: W tym składzie, uzupełnionym o mojego brata Maćka (wiolonczela, wokal), zerejestrowaliśmy płytę „Home”. Leszek, Hipiej i Żyła grali równolegle w awangardowym projekcie Fabilus Tenz. Hipiej zaczął wtedy pracować jako dziennikarz muzyczny i niedługo potem odszedł z Korbowodu.
L: W zminimalizowanym składzie, już jako trio, skomponowaliśmy i nagraliśmy krążek „Strona C” (2005). Byłem jego współproducentem i na dobre zakręciła mnie przy tej okazji praca w studio.
M: W międzyczasie na klawisze dołączył do nas Grzesiu Bimczok, a za bębnami usiadł Zygmunt Koperczak, który grał już z nami w LeFresk. Zagraliśmy w tym składzie trasę „W Stronę C”, zarejestrowaliśmy materiał na nowy album, po czym wyemigrowałem do Irlandii. Tam, na moim solowym występie poznałem Davida O’Sullivana, irlandzkiego songwritera, który chętnie przyłączył się do naszej grupy. Napisał teksty i przyleciał do Polski nagrać wokale do naszej czwartej płyty długogrającej „My Six Is Your Nine”, wydanej w 2013 roku.
L: Zarówno my, jak i David byliśmy bardzo zadowoleni z tej współpracy, w efekcie czego nagraliśmy razem najnowszy album pt. „Lived Like Kings”.
Co było główną ambicją powołania zespołu wówczas i czy tamte cele są dla Was aktualne?
M: Po prostu chcieliśmy grać. Komponować, robić próby, eksperymentować, spędzać razem czas, grać koncerty, nagrywać. To było dla nas zawsze oczywiste.
L: Nie zmieniło się to też specjalnie przez tych prawie już 30 kolejnych lat. Dalej chcemy to robić, bo po prostu jest nam to potrzebne do szczęścia. Granie, nagrywanie i wydawanie naszej muzyki jest celem samym w sobie.
Gdybyśmy mieli obejść ramy gatunkowe – jak sami definiujecie swoją twórczość?
L: Gramy na pewno alternatywną muzykę rockową, w naszym wydaniu jest pulsująca, nieco psychodeliczna i transowa, ale też melodyjna i momentami jazzująca.
M: Lubimy eksperymentować z efektami, wspieramy się elektroniką i syntezatorami, ale naszą bazą są żywe instrumenty, w tym szczególnie ważne - bębny.
Pochodzicie z Mysłowic. Czy jakkolwiek utożsamiacie się z tamtejszą sceną szczególnie popularną na przełomie stuleci?
M: Jesteśmy jej częścią, jak by nie było to z niej się wywodzimy. Może nie byliśmy nigdy tak gitarowi jak najbardziej znani jej przedstawiciele, ale myślę że zapisaliśmy swój kawałek w jej historii.
L: Byliśmy zawsze raczej outsiderami, ale oczywiście czujemy się związani z tym zjawiskiem, które dalej żyje własnym życiem. Po dziś dzień w naszym rodzinnym mieście działają różne gatunkowo, bardzo ciekawe projekty, no i w dalszym ciągu wszyscy się znamy.
Jakim zespołem Korbowód jest dziś? Co chcecie osiągnąć?
L: Ewoluowaliśmy przez te 30 lat, a razem z nami nasza muzyka. Mamy nadzieję, że udało nam się wypracować nasz własny, charakterystyczny sound. Podstawą dla nas jest brzmieć żywo i autentycznie. Bez żadnej ściemy. No i chcemy dalej się rozwijać, jesteśmy otwarci na to co się wydarzy.
M: W obecnym składzie powracamy do korzeni naszego grania - jego podstawą była od początku improwizacja. Mamy w planie aktywne koncertowanie, kiedy tylko będzie to znów możliwe. Chcemy się zaprezentować na kilku prestiżowych festiwalach w kraju i poza jego granicami.
Na rynku wkrótce pojawi się Wasza nowa płyta, zapowiada ją singiel „Who”. Dlaczego jako wizytówkę wybraliście właśnie ten kawałek?
L: Who jest jednym z pierwszych utworów skomponowanych przez nas na nową płytę. W dodatku opowiada o obecnym problemie. Ludzie siedzą w domach odizolowani od siebie nawzajem, samotni i sfrustrowani. Choć, z drugiej strony, mają teraz właśnie możliwość odpowiedzenia sobie na proste, podstawowe pytania.
M: Ten numer jest po prostu na czasie. Powstał co prawda już jakiś czas temu, ale jest bardzo aktualny.
Jeśli chodzi o samą płytę – ile na niej Korbowodu, który znają Wasi dotychczasowi słuchacze a ile czegoś zupełnie nowego?
M: Na pewno jest to kontynuacja naszych poprzednich dokonań. Poszliśmy jednak na tej płycie w stronę krótszych aranży i staraliśmy się zrobić materiał brzmiący bardziej „live”.
L: Udział nowych muzyków, w tym m.in. saksofonisty Sosny, pozwolił nam odejść jeszcze dalej od konwencji gitarowej, z której się wywodzimy. Jednocześnie mam wrażenie, że to jest właśnie to otwarte i naturalne brzmienie z elementami jazzu, o które zawsze nam chodziło.
Jak długo powstawał materiał na "Lived Like Kings"?
M: Prace nad nowym albumem zaczęliśmy kilka miesięcy po wydaniu „My Six Is Your Nine”, gdzieś pod koniec 2013 roku. Latem 2014 demo do albumu było już gotowe, mieliśmy jednak chwilę przerwy. W 2015 r. dołączył do nas Pierre i nagrał bębny. Potem materiał przeleżał na półce dwa lata.
L: Do dalszej pracy zmobilizował nas udział w koncercie pamięci tragicznie zmarłego Marcina Babko, który odegrał ważną rolę w historii Korbowodu. Do kontynuacji pracy nad albumem zaprosiliśmy Michała Sosnę, a także Mateusza Parzymięso. Skończyliśmy nagrania pod koniec roku 2017 i nastąpiła kolejna „przerwa techniczna”. Dopiero pod koniec roku 2019 chórki i wokalizy nagrała Agnieszka Mali i materiał trafił wreszcie do miksowania.
Gdzie rejestrowaliście tę płytę i kto zajął się jej produkcją?
L: Gitary i bębny zarejestrowaliśmy w zaprzyjaźnionym Studio Radioaktywni pod Częstochową. W realizacji nagrań pomagał mi Janusz Binkowski. Pozostałe instrumenty i wokale nagrałem w moim domowym studiu. Zająłem się również produkcją, miksem i masteringiem całego materiału. W dwóch utworach, m.in. w „Who”, współproducentem jest Pierre.
Kiedy możemy spodziewać się tego krążka?
M: Album planujemy wydać 8 czerwca nakładem naszej własnej wytwórni HELIOLUX.
A w poniedziałek klip?
M: Tak, 18 maja opublikujemy drugiego singla - wideoklip zatytułowanu „Clean Out”, wyreżyserowany przez Grzegorza P. Kowalskiego.
Dziękujemy za rozmowę!