Rodzima scena rockowa nie stoi w miejscu, sukcesywnie przybywa nań nowych zespołów, a niektóre z nich zasługują na większą uwagę. Tak właśnie jest w przypadku młodego Helless, którego początki sięgają 2012 roku. Grupa wywodzi się z Polic, a na jej czele stoi charyzmatyczny (nie tylko) wokalista Less Paul. Niektórzy mogą kojarzyć ów postać z thrashowego Fanthrash, gdzie również z powodzeniem pełnił obowiązki wokalne.
Tym niemniej Less Paul zdecydował się na odważny krok, opuścił ciepły... (chciałem w tym miejscu posłużyć się soczystym cytatem Pana Łazuki z filmu „Chłopaki Nie Płaczą”, ale jakoś nie wypada) tzn. macierzystą formację, spróbować swoich sił na nieco innym froncie metalowej stylistyki i tak też powstał Helless.
Na chwilę obecną szeregi zespołu – oprócz wokalisty – zasila jeszcze trzech dżentelmenów i to zupełnie wystarcza by zgotować światu całkiem treściwą mieszankę metalowego ciosu. Jej moc i energię idealnie odzwierciedla EPka zatytułowana „Wysysacze”.
Wydawnictwo zawiera (niestety tylko) pięć, a dokładniej cztery kompozycje, bo na wstępie otrzymujemy intro. Całość prezentuje się bardzo nowocześnie, a do tego nieprzyzwoicie soczyście, treściwie. Nad całością rozpościera się elektroniczno – industrialna aura podszyta pokaźną dawką ciężaru lub jak kto woli „mięsa” w krwistym wydaniu. Muzycznie/technicznie wszystko stoi na właściwym miejscu i trudno się do czegoś przyczepić. Dużym i nie jedynym atutem Helless są polskie teksty (m.in. przez to w kilku momentach przypomniał mi się stary Sweet Noise z czasów dwóch pierwszych płyt). Nadają one muzyce dodatkowego kopa, wyrazistości oraz charakteru. Co istotne, tematy w nich poruszane nie traktują o niczym (bolączka polskich twórców – przykłady? Enej, Pan A. Piaseczny). Liryki Helless dotyczą poważnych zagadnień społecznych jak globalizacja, konsumpcjonizm itp. dlatego, kto lubi muzykę z przesłaniem, ten w tym przypadku będzie miał czego słuchać.
Na „Wysysaczach” wszystko jest skrupulatnie przemyślane, wyważone, zrealizowane na wysokim, światowym poziomie. Oprócz mocy, ciężaru i metalowego pazura/ciosu zespół nie rezygnuje z melodii i to ogromny plus! Są one nieodzownym elementem stylistyki Helless i mam nadzieję, że w przyszłości będzie to nadal kultywowane. Mankamenty? Jest jeden i to niewybaczalnie duży... Czemu to tylko 17 minut?!
Reasumując, komu bliskie są nowoczesne formy metalowego rzemiosła o tłustym, mięsistym brzmieniu, z namaszczeniem nienachalnej elektroniki, ten z pewnością zasmakuje w twórczości Helless. Już teraz wypatruję pełnej płyty – poprzeczka została ustawiona wysoko, ale coś mi się wydaje, że Less Paul i spółka mają do pokazania znacznie więcej. Czekam!
Marcin Magiera
Oryginał:
http://www.rockarea.eu/articles.php?article_id=3756