Na początek banalne pytanie. Skąd nazwa zespołu?
Właściwie to nie takie banalne. Historia nazwy Li’ sięga czasów, kiedy jeszcze jako dzieci słuchaliśmy mocnej muzyki i uczyliśmy się gry na gitarze, aby móc grać znane rockowe kawałki. Wtedy narodziło się marzenie w głowie Remika (perkusista) i Sebastiana (wokalista), o założeniu zespołu, który zwojuje świat swoją muzyką. Po ukończeniu gimnazjum Remik wyjechał na wakacje, a gdy wrócił, oświadczył że ma nazwę dla naszego zespołu. Po prostu „L”, „I” oraz kluczowy apostrof. Chcieliśmy sami wykreować znaczenie tej nazwy poprzez wyrażenie siebie naszą muzyką. Dopiero po dłuższym czasie dotarliśmy do innych znaczeń, takich jak zapis cyfry rzymskiej LI ‒ 51 (nawiązującej do naszego nadchodzącego mini albumu).
W tamtym momencie był to jednak tylko luźny pomysł i na jakiś czas o nim zapomnieliśmy. Powrócił w liceum, kiedy na szybko potrzebowaliśmy nazwy zespołu, aby zagrać koncert organizowany przez miasto Chorzów. Wybór od razu padł na Li’.
Jak zwalczacie stres i czy odczuwacie stres przed występem?
Jasne, że odczuwamy. Kiedy wychodzi się na scenę, a przed nią stoją ludzie i obserwują każdy nasz ruch, w głowie od razu zapala się lampka: „tylko tego nie schrzań” albo „nie powiedz czegoś głupiego”. Chyba najgorszy jest sam moment przed występem, bo wraz z pierwszymi dźwiękami zatracamy się w tym co robimy i dajemy się ponieść muzyce.
Jak zaczęła się wasza kariera zawodowa?
To było tak, że w liceum połączyła nas pasja i okazje do przygrywania na imprezach szkolnych. Była nas wtedy czwórka (Sebastian, Artur, Remik i Marcin) i nawet nie myśleliśmy o czymś więcej, niżeli przygrywanie na festiwalach czy spektaklach. Równolegle działał również zespół, w którym grali nasz obecny szarpidrut Bartek, a także Remik i Marcin. Gdy kończyliśmy liceum, w mieście Chorzów odbywała się impreza towarzysząca dniom miasta, o nazwie „Scena Młodych”. To była nasza szansa na wypromowanie zespołu. Chcieliśmy zaprezentować swoje umiejętności i po prostu dobrze się bawić. To wtedy właśnie przypomniała nam się nazwa marzeń ‒ Li’. Koncert okazał się strzałem w dziesiątkę. Rozbujaliśmy pod sceną około 237 i pół osoby, co dało nam niezłego kopa i motywację, by pójść dalej w tym kierunku. Zorganizowaliśmy salę prób, stworzyliśmy własny materiał i maszyna koncertowa ruszyła.
Czym się zajmujecie oprócz muzyki?
Każdy z nas jest z zupełnie innej bajki i na co dzień zajmuje czymś innym. W obliczu pandemii sytuacja na ten moment wygląda następująco:
wokalista Sebastian projektuje strony internetowe, gra na PlayStation i stara się porzucić tryb kanapowca;
perkusista Remik to pracujący w hucie typ złotej rączki-hobbysty, który w ostatnim czasie zwiedza okolice na swoim jednośladzie;
jeden z gitarzystów ‒ Artur, obecnie własnymi rękoma tworzy terrarium, kopie w ogródku, a weekendami wsiada na motocykl i wybywa na żagle (ma na to patent);
drugi z gitarzystów ‒ Bartek, w ostatnim czasie przygotowywał ze swoją dziewczyną artystką, nasz najnowszy teledysk (Chosen from Bad Ones). Obecnie pracuje na linii telefonicznej klient-oferta-hajs, ale już niedługo zacznie tworzyć własne gry oraz projekty z nimi związane;
basista Kamil (Jekyll ‒ nasz najnowszy nabytek po odejściu Marcina) ‒ artysta, filantrop, mentor i gamer.
Kto stworzył zespół?
Nie da się powiedzieć. To była chwila, kiedy każdy z nas stwierdził „zróbmy to”.
Jakie macie najlepsze wspomnienia koncertowe?
Trudne pytanie. Tyle koncertów, a każdy z nich to osobna historia. Jednak pierwsze co nam przychodzi do głowy to na pewno jeden z wielu koncertów w katowickiej Korbie (teraz Faust). Dość kultowe miejsce na okolicznej mapie knajp z mocną muzyką. Na tamte czasy scena w tym miejscu to nic innego, jak ciasna wnęka z podwyższeniem na wysokość palety. Całość sprzętu podpięta do dwóch rozdzielaczy na instalacji wołającej o pomstę do nieba, nie mogła się skończyć inaczej, niżeli wywalonymi korkami tuż przed naszym wejściem na scenę. Po dwóch godzinach walki z prądem, udało nam się zacząć koncert, a pod sceną ludziów jak mrówków. Skakanie non-stop, chodzenie po suficie, noszenie na rękach, istne szaleństwo. Ten widok i ta energia to coś co zostanie w naszych głowach do końca.
Skąd czerpiecie inspiracje przy pisaniu piosenek?
Bardzo różnie. Przy tworzeniu melodii, ktoś z nas rzuca wstępny pomysł, riff i każdy stara się do tego coś dograć, aby brzmiało to tak jak czujemy. Nie mamy z tym problemu, bo w zespole działamy jak jeden organizm, który wie czego oczekuje od danej piosenki i jaką wizję ma ona przedstawiać. Jeżeli chodzi o teksty, są to tematy natury ludzkiej przedstawione w formie opowieści. To coś co nas rusza i chcemy się do tego odnieść, pokazać innym nasz sposób odczuwania rzeczywistości, która nas otacza. Jako inspiracje można by podać takie zespoły jak Rage Against the Machine, Three Days Grace, Muse czy Coma. Nie staramy się jednak iść dokładnie ich nurtem, nie chcemy zamyka
się w jednym gatunku, chcemy raczej stworzyć swoją własną rockową formę.
Jakie macie plany na przyszłość?
Na razie żadnych konkretnych ‒ podbić świat, zagrać na Marsie, stworzyć muzykę, do której pingwiny będą tańczyć pogo… Niestety pandemia popsuła nam plany. Dlatego staramy się skupić na nagraniu aktualnego materiału i wypuszczeniu zespołowej płyty „Antimony”. Na pewno w najbliższym czasie stworzymy kolejny teledysk do jednego z naszych utworów i głównie na tym będziemy się skupiać. Przy realizacji Chosen from Bad Ones oraz Say my Name, uświadomiliśmy sobie, że klipy do naszych utworów mogą być kolejną drogą do wyrażania siebie, do przedstawienia tego jak widzimy świat, a przy okazji, mamy przy tym niezły ubaw. Gdy tylko sytuacja wokół się uspokoi, na pewno spotkamy się z Wami pod sceną, a tym bardziej przy barze ‒ będziemy na to gotowi.
Tymczasem zapraszamy do obejrzenia najnowszego teledysku, naszego profilu na szarpidrut.pl https://www.szarpidrut.pl/zespol/li,709.html oraz na stronie www.li-music.pl
Li' - "Chosen From Bad Ones"
---
Witchdoctor