„Nie jesteśmy groźni” – wywiad z zespołem Sadysta | NEWSY

„Nie jesteśmy groźni” – wywiad z zespołem Sadysta

Nie sugerujcie się nazwą – w zespole Sadysta występują bardzo sympatyczni ludzie. A z ich twórczości bije energia, dystans połączony z prostym spojrzeniem na świat, rockowa wyrazistość w dawnych klimatach... czasem pozory mogą mylić. Zapraszam do lektury wywiadu, który przeprowadziłem z wokalistami grupy: Tomkiem „Chopperem” oraz Markiem „Hidim” Kremerem.

Łukasz: Sadysta został założony w 2020 roku. To chyba nie był najłatwiejszy czas na założenie zespołu…

Chopper: Nie był, ja generalnie założyłem zespół z Przemkiem Pacwą (gitarzystą grupy – przyp. red.), wcześniej rozpadł mi się mój poprzedni zespół Tajna Lista. Nawiązałem kontakt z Tomkiem Muchą, gdzie robiłem tam swoje rzeczy, i wtedy spotkałem Marka, który dograł nam się do utworu.

Marek: Początek Sadysty to też początek naszej znajomości. Ja, tworząc swoje solowe, hip-hopowe projekty, po prostu ukradłem mu numer, bo mi się spodobał, i używając sampli zrobiłem sobie swój utwór na wstępie jego numeru (śmiech), ale później dałem mu znać, że wykorzystałem jego refren. No i tak się jakby zaczęło… z jego utworu powstał później mój numer, gdzie Chopper też był gościem.

Ch.: Jeśli chodzi o samego Sadystę, to były zawirowania ze składem, trudny czas… długo nagrywaliśmy we dwójkę z Przemkiem, później znaleźliśmy basistę oraz perkusistę (Bartka Sorokę oraz Szymona Głownię – przyp. red.). W międzyczasie zaprosiliśmy Marka, żeby nam się dograł do utworu („Panta Rhei – przyp. red.), fajnie nam się współpracowało więc nagraliśmy kolejny („Tik Tok” – przyp. red.)…

M.: Stwierdziłem, że mi się to podoba. Gościnnie występowałem z Sadystą, ale później mnie przekonali, żeby dołączyć na stałe, no i dołączyłem. Jak to w każdej kapeli bywa na początku: zawirowania, ten odchodzi, ten spotkał tego, ten z tym pogadał… i jak jest wspólny flow, to wiadomo, można się dogadać i razem zrobić fajną muzę.

Ł.: Ty, Chopper, masz chyba nieco lżejsze korzenie muzyczne, prawda? Tajna Lista to był bardziej taki blues rock.

Ch.: Tak, a później było w ogóle nie wiadomo co (śmiech), ale wcześniej faktycznie obracałem się bardziej wkoło blues rocka. Ale gdzieś tam w sercu zawsze mi grał taki hardcore.

Ł.: W przypadku Sadysty, gdzie czuć ducha lat 90., to głównie Przemek jest odpowiedzialny za kompozycje?

M.: Tak, to od niego najczęściej wychodzą pierwsze riffy, pierwsze pomysły, do których reszta się dogrywa. Ale to nie tak, że on komponuje dla wszystkich.

Ch.: Chłopaki się dogrywają, my z Markiem piszemy teksty i układamy melodie… wszyscy dorzucają coś od siebie.

Ł.: Marek dołączył do zespołu niedawno, po wspólnym nagraniu wspomnianych utworów. Co zadecydowało o podjęciu stałej współpracy? Tylko nić porozumienia i zbieżność wizji muzycznych, tak jak to można przeczytać w sieci, czy coś jeszcze?

Ch.: Długi (śmiech).

M.: (śmiech) A tak na serio: to było dziwne, bo ja zagrałem rok temu swój solowy koncert, po czym stwierdziłem, że już mi się nie chce występować. Lubię robić muzykę, lubię tworzyć, jednak przestałem czerpać radość z bycia performerem. Ale gościnnie pojawiałem się u Sadysty, ta muzyka mi się spodobała, czułem ją, czułem że to coś fajnego. W końcu stwierdziłem: „No dobra, solowych koncertów już nie chcę grać, ale może jednak w składzie to jest inaczej, ma się wsparcie i to coś innego”. No i jestem.

Ł.: Istotny jest u Was ten drugi, rapowy wokal Marka – poza tym mamy klasyczną, ciężką rockową muzykę, bez zbędnych udziwnień.

Ch.: Tak jest. Teraz jeszcze bardziej czuć tego ducha lat 90. – tego się trzymamy, prostota plus rap.

M.: Teoretycznie prosta muza, ale zawsze z melodią jakąś w sobie.

Ch.: I ten tekst, z takim „ukłuciem”, ale i z humorem.

M.: Staramy się, by w tekstach było po prostu coś śmiesznego. Też są oczywiście jakieś wartości „wyższe”, ale poczucie humoru jest w nas, więc jest i w tekstach.

Ł.: Czyli staracie się zachować równowagę? Sami określacie te teksty z jednej strony sadystycznymi, a z drugiej strony także satyrycznymi.

Ch.: Nawet na którymś koncercie nam kiedyś powiedzieli, że jesteśmy blisko stand-upu (śmiech). Dodatkowo gaworzymy sobie między sobą na koncertach, i to też jest taki dodatek, że po prostu robimy sobie jaja na scenie.

M.: Myślę że jesteśmy po prostu sobą, a że w życiu też jesteśmy ludźmi raczej wesołymi, nastawionymi dobrze do świata, to też wychodzi samoistnie.

Ł.: Jak Waszym zdaniem wygląda obecnie raprockowa scena? Czy to dalej ma sens?

M.: To jest ciekawy przypadek, bo ta scena nigdy tak naprawdę nie wypłynęła w Polsce, pomimo wielu prób, i pomimo że muzyka zachodnia w tym stylu odniosła sukces. Limp Bizkit, czy wcześniej Rage Against The Machine, takie kapele odnosiły sukces. Ale w Polsce nigdy żadnej kapeli nie udało się jakoś tak przebić do głównego nurtu. Ogólnie to ja mam doświadczenie w tym gatunku, bo dwadzieścia pięć lat temu grałem w kapeli Śfider Anyy, która była jednym z prekursorów tego rodzaju muzyki w Polsce. Nasze teledyski były na Vivie, na dawnym MTV… no ale jakoś to nie zażarło wtedy.

Ch.: Te przykłady typu Limp Bizkit czy Linkin Park to już było mega wybicie, chociaż w Polsce coś nie zaskoczyło. Z tym że teraz jest duże zapotrzebowanie na rap, teraz sporo tego rapu jest.

M.: Rapu nie rapu, jeśli chodzi o sposób przekazywania tekstu, czyli rapowanie, to pojawia się to w różnych gatunkach muzycznych. Rapować można w disco, rapować można w popie, można w każdej muzyce.

Ł.: Wracając do Sadysty: publikujecie swoje utwory głównie na YouTube. W streamingu pojawił się dotychczas tylko jeden singiel, czyli „Chwast” (obecnie można tam znaleźć także „Bombatykę”, opublikowaną piątego sierpnia – przyp. red.) - będzie ich tam więcej?

Ch: Na pewno. To jest też ten etap, gdzie nawiązaliśmy współpracę z Elą, naszą menadżerką. Ona nam podsunęła te platformy streamingowe, ja sam nie wiem nawet jak się one nazywają (śmiech).

M.: To jest tak, że dotychczas Sadysta był głównie koncertowym zespołem, ale w końcu po publikacji teledysków na YouTube postanowiliśmy już wydawać to streamingowo, więc dopiero zaczynamy. Począwszy od „Bombatyki”, w streamingu pojawiać się będą już wszystkie utwory. Próbujemy także atakować radia, zobaczymy czy taka muzyka gdziekolwiek się przyjmie.

Ł.: Będzie z tego EPka lub pełny album?

M.: Jest już z osiem czy dziesięć kawałków, na pewno wyjdzie z tego pełny album.

Ch.: Wyjdzie, a już pracujemy nad następnym, że tak powiem.

M.: Idziemy nagrywać już teraz we wrześniu, udało nam się akurat wygrać podczas małego festiwalu nagrodę w postaci sesji w studiu, więc też pojedziemy i to wykorzystamy.

Ł.: Poza „Bombatyką”, kiedy będzie można się spodziewać kolejnych utworów?

M.: Czekamy na koniec wakacji, i dopiero po wakacjach pewnie wystartujemy dalej z tworzeniem kolejnych utworów. Myślę że do końca roku na pewno coś się ukaże.

Ł.: Na YouTubie macie w opisie kanału określenie "Sadysta znęca się nad rockiem". Bardzo mi się ono spodobało – to tylko odniesienie do nazwy zespołu, czy może to jakaś większa głębia? Ironia, dystans, coś takiego?

Ch.: Trochę ironia, ale… chodzi też o tę prostotę w riffach. Jak zaczynaliśmy we dwóch z Przemkiem, rzeczywiście się znęcaliśmy nad tym rockiem troszeczkę, i to zostało. Teraz są Marek i cała reszta, oni mają doświadczenie, ale zaczynaliśmy faktycznie z takim sadyzmem.

M. (do Choppera): musisz wymyślić do tego jakąś bardziej skandaliczną historię, bo ta nazwa jest bardzo ostra. Żartuję oczywiście – wolimy mówić prawdę, ale uważam że ta nazwa jest przewrotna. Ciężko powiedzieć że jesteśmy takimi sadystami. Może wobec siebie, ale to bardziej już masochistami (śmiech).

Ch.: Nie jesteśmy groźni.

Ł.: Z mojej perspektywy, myślę że można traktować to „znęcanie się nad rockiem” także jako odrzucenie pedantycznego dopinania wszystkiego na ostatni guzik, przesadnego perfekcjonizmu.

M.: W tym jest dużo prawdy, gdyż też ostatnio przekonałem chłopaków do trybu pracy, który kiedyś poznałem za granicą. Tak zwane jednodniowe nagrywanie: wchodzisz do studia rano i do wieczora musisz wyjść z numerem. Musisz i koniec. Powstaje melodia, pomysł, dostajemy od Przemka muzykę, riff… wchodzimy, piszemy na żywo, nagrywamy, dopisujemy… i do końca dnia powstaje utwór. Zbyt długie pieszczenie utworów skutkuje tym, że czasami tracisz poczucie czy to jest dobre czy nie, a właśnie taki zapis jednodniowy często bardzo dobrze wychodzi.

Ł.: Bezpośrednio nawiązując do utworu „Franz Makamele”, zainspirowanego memem: czy według Was inspirację można odnaleźć we wszystkim?

Ch.: Wydaje mi się że tak, można we wszystkim. Kiedyś inaczej pisałem te teksty – były bardzo przemyślane, oparte na moich doświadczeniach. Teraz faktycznie nauczyłem się pisać nawet o papierze toaletowym. Na początku przychodziło mi to z ogromną trudnością, teraz to jest łatwiejsze.

Ł.: W październiku zeszłego roku zagraliście przed Transgresją. Wiem, że trochę czasu już minęło, ale i tak zapytam: jak Wasze wrażenia?

Ch.: Bardzo fajne chłopaki, wypiliśmy trochę whisky…

M.: Dobrze się gra, jeśli kapele są bliskie sobie gatunkowo, publiczność też pewnie oczekuje podobnej muzyki, i wtedy ten klimat na pewno jest lepszy. Także jak najbardziej pozytywne wspomnienia.

Ł.: Z kim chcielibyście kiedyś zagrać na jednej scenie?

Obaj: Z Limp Bizkit (śmiech).

M.: Z Kazikiem Na Żywo, choć już chyba nie grają… o, jeszcze z Luxtorpedą.

Ch.: Tak, Luxtorpeda to też dla nas wielka inspiracja, więc to by było coś. Od tego powinniśmy w sumie zacząć. To jest kapela, z którą chyba najbardziej chcielibyśmy zagrać.

Ł.: Co planujecie na najbliższą przyszłość?

Ch.: Tak jak mówiliśmy, płyta na pewno, koncerty…

M.: Płyta, koncerty, ale też chcielibyśmy grać jak najwięcej, więc na pewno będziemy próbowali się dostać na różne festiwale. Chcemy pokazywać tę muzykę, docierać do jak najszerszej grupy odbiorców. Dalej praca nad nowymi numerami… Są też plany by zarejestrować więcej numerów w takim troszkę bardziej koncertowym stylu, bo wielokrotnie słyszeliśmy że na żywo wow, to jest czad mega, a na nagraniach aż tak tego nie słychać. No jest czadowo, ale na żywo jest dwa razy mocniej. Pomyśleliśmy by kolejne numery zarejestrować w wersji live. Wchodzimy nawet do studia, ale gramy na żywca.

Ł.: Też zdarzało mi się trafiać na zespoły, które na żywo grają znacznie ciężej i mocniej, i wychodziło to po prostu lepiej.

M.: Na koncercie trochę brudu dochodzi, trochę tego żywiołu, i ma to swoją duszę.

Ch.: Ostatnio mieliśmy nawet taki problem, jak dostaliśmy odsłuchy douszne…

M.: Tak, nie potrafiliśmy w nich grać, bo po prostu było wszystko za ładnie, za czysto. Nie mieliśmy w ogóle tej energii, drgań muzycznych które chcę poczuć na sobie… no i kontaktu między sobą. Musimy czuć muzykę nie tylko w uszach, ale i na całym ciele.

Ch.: I to widać na koncercie, nigdzie indziej nie będzie tak dobrze, więc stąd pomysł by nagrywać teraz piosenki na żywo.

Ł.: Chcielibyście kiedyś zarejestrować koncertówkę?

Ch.: Na pewno.

M.: Pewnie że tak. Myślę że to jest bardzo łatwe do zrealizowania, jak dogramy cały materiał to możemy to zrealizować. Sprzęt filmowy mamy, ja zawodowo zajmuję się produkcją filmową, nie ma problemu z tym by tak to zrobić. Na pewno w tym roku wyjdzie parę numerów tak zarejestrowanych, a może faktycznie się uda zarejestrować cały koncert.

Ł.: Czy chcielibyście coś przekazać czytelnikom Szarpidruta?

Obaj: Tak, szarpcie druty (śmiech).

Ch.: Jak najczęściej, jak najintensywniej…

M.: Szarpcie druty, twórzcie nuty… a świat nie będzie zepsuty. Róbcie muzę, niech wszyscy działają, niech wymieniają się energią… Na nasze koncerty też oczywiście zapraszamy, na naszego YouTube’a i na streamingi też zapraszamy. Może Wam się będzie podobać, może nie, ale na pewno nie zmarnujecie swojego czasu.

Rozmawiał Łukasz Kowalek (Barliniak)

Zgłoś nieodpowiednie treści



PARTNERZY


LOGOWANIE

Zamknij

REJESTRACJA

Zamknij
lub

Masz już konto w Szarpidrut.pl?

Zaloguj się w Szarpidrut.pl

ODZYSKIWANIE HASŁA

Zamknij
Odbierz pocztę e-mail! Wysłaliśmy tam wiadomość! Nie ma? Sprawdź folder SPAM
Nie mamy takiego adresu w bazie!

Podaj adres e-mail, którym logujesz się do serwisu - wyślemy tam link do wygenerowania nowego hasła